sobota, 14 września 2013

Rozdział 9

Długo się go pisało, serio - długo. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jest roznegliżowany Hot Michael, kilka momentów Michelie itd. itp. Sami oceńcie, nie mam siły się rozpisywać. Włączcie coś co Was zawsze rozwesela i do czytania!

EDIT:
Macie słuchać tego!



Rozdział 9


Nienawidzę pierwszego dnia w nowej budzie. Po prostu nienawidzę.
Wiele razy musiałam się przeprowadzać, czasami było to nawet trzy razy do roku. Dopiero, kiedy pojawiliśmy się w Chicago rodzice postanowili zostać tu na dłużej. Miałam wtedy czternaście lat.
Elektroniczny brzęczyk zadzwonił budząc mnie ze snu. Panel kontrolny na ścianie obok łóżka poinformował kobiecym głosem, że mamy siódmą godzinę. Światło pojawiło się w pokoju zastępując podświetlaną podłogę wokół mojego nowego łóżka. Hologram kobiety w białej, eleganckiej sukience pojawił się na środku pokoju. Powitała mnie i zaczęła mówić jak prawdziwy serwis informacyjny.
Mój nowy dom był niewielki jednak podobał mi się. Wyglądał jak większość pokoi w normalnych internatach, lecz różnił się oczywistym – był cały biały. Przy drzwiach stała niewielka komoda, a obok niej manekin na mój mundur. Biurko zostało ustawione po prawej od manekina. Było zaopatrzone w najcudowniejszy komputer, jaki w życiu widziałam, niewielką kulę, która służyła za lampkę oraz niezwykle wygodny fotel wypchany prawdopodobnie pluszem. Naprzeciw niego stało moje dwuosobowe łóżko. Mimo, że pokoje były przygotowana dla jednej osoby zadbali o naszą wygodę. Lub chcieli mieć więcej młodych Adeptów. Zapomniałabym wspomnieć, że nie było tu w ogóle ostrych krawędzi.
Wbiłam odpowiedni kod w panel kontrolny i ze ściany wysunął się blat z ekspresem mielącym już kawę. W czasie, kiedy się parzyła postanowiłam się umyć w niewielkiej łazience przylegającej do mojego pokoju.
Łazienka była prosta i wydajna – kabina prysznicowa, umywalka, toaleta i lustro. Myślałam o prysznicu, ale zdecydowałam się na zwykłą poranną toaletę. Wczoraj wieczorem przetestowałam wszystko, co znajdowało się w moim pokoju, między innymi prysznic. Oczywiście nie wpadłam na pomysł, że jeżeli pomyślę o ciepłej wodzie, ta popłynie ze słuchawki i zmoczy mnie do suchej nitki.
Ekspres cicho piknął, co skutecznie wywabiło mnie z łazienki. Tego napoju właśnie potrzebowałam, tylko dzięki kawie umiałam funkcjonować przed południem. Inaczej leżałabym niczym zwłoki we własnym łóżku.
W czasie, kiedy kobieta-hologram podawała wiadomości ze świata usłyszałam coś niepokojącego.
„Stany Zjednoczone i Wielka Brytania przy wsparciu Francji zaatakowali Iran. W czasie próby wsparcia rebeliantów władze użyły broni biologicznej. W ciągu ostatniego tygodnia na tajemniczą chorobę zmarło około dziesięciu tysięcy żołnierzy Zjednoczonych Armii oraz trzydzieści tysięcy cywili. Iran grozi, że użyje głowic nuklearnych przeciw Europie i Azji jeżeli Wojska nie wycofają się do końca tygodnia.”
Wzdrygnęłam się, kiedy hologram zaczął mówić o spadających kursach walut. Nagle poczułam się niezwykle rozbudzona, nawet bez kawy.
Ziemi groziła wojna atomowa. Przez głupotę kilku wysoko postawionych bałwanów Ziemia zostanie kompletnie zniszczona.
Nie mogłam uwierzyć, że w ciągu tych kilku dni kiedy byłam odcięta od jakichkolwiek źródeł informacji stała się tak okropna rzecz. Do tego ta tajemnicza choroba…
Moje rozmyślania przerwał dźwięk przypominający o Wykładzie. Zostało mi jakieś dziesięć minut. Strach, przed trzecią wojną światową odłożyłam na później. Szybko ubrałam mój mundur, który oczywiście nie był taki, jakby władze chciały.
Prosty żakiet, który wydawał się kompletnie stracony i przerażająco nudny wzbogaciłam pięciocentymetrowymi kolcami oraz złotymi łańcuchami, które znalazłam u Christiny. Na wysokości talii zszyłam go, żeby był lepiej dopasowany do mojej sylwetki. Rękawy podwinęłam na wysokość łokci, a jasnozłota podszewka świetnie się sprawdziła. Koszulę przerobiłam na krótki top bez ramiączek, który zasłaniał mi jedynie piersi. Męskie spodnie zszyłam w odpowiednich miejscach, przez co teraz miałam na sobie bardzo eleganckie białe cygaretki.
Na szczęście z butami nie było tak źle. Dostałam ich aż cztery pary: eleganckie szpilki, loafasery z białej skóry, krótkie trampki oraz baleriny. Postawiłam na szpilki, które ozdobiłam złotymi łańcuszkami zdobytymi u Christiny.
Wbiłam kod na panelu i zamiast ścian pojawiły się lustra. Widziałam tysiące Nat, co mi nie przeszkadzało. Wyglądałam zabójczo. Poprawiłam jeszcze tylko włosy, aby falami opadały na ramiona. Brakowało mi jedynie okularów przeciwsłonecznych, a mogłabym uchodzić za jakąś gwiazdę.
Sięgnęłam po tablet, który okazał się podstawowym elementem komunikacji w Ośrodku. Miał on również posłużyć za mapę do Uczelni oraz za podręczniki do tych wszystkich bezsensownych przedmiotów na jakie mnie posłano.
Wychodząc z pokoju jeszcze raz przejrzałam Plan Dnia.
1.      Historia i Kultura Rubeze (poziom podstawowy)
2.      Dialekt Międzyplanetarny (poziom podstawowy)
3.      Kontrola sharinem (zajęcia rozszerzone)
Lunch
4.      Kontrola sharinem (zajęcia rozszerzone)
5.      Zajęcia walki wręcz (poziom bardzo zaawansowany)
6.      Astronomia (poziom średnio zaawansowany)
7.      Techniki Przywódcze (poziom podstawowy)
Za każdym razem kiedy go czytałam, ziewałam. Ten raz nie był wyjątkiem. Zmierzając na najbliższy kawałek pustej ściany potężnie ziewnęłam. Jedyne z czego się cieszyłam to zajęcia z walki wręcz. Długa przerwa w treningach zrobiła swoje, do tego tygodniowa rekonwalescencja i problemy z uchem wewnętrznym sprawiły, że czułam się niemalże chora. Brakowało mi tego wysiłku, walki, pozbycia się mrocznych emocji…
Pomyślałam o Uczelni zanim przeszłam przez ścianę zgodnie z poleceniami, które pojawiły się na moim nowym tablecie. Miałam nadzieję, że nie będzie większych problemów. Rozkwaszenie się na ścianie w pierwszy dzień w nowej szkole nie pomoże mojemu PR’ owi.
Na szczęście nie było żadnych komplikacji i wylądowałam w wielkiej sali, którą wcześniej widziałam w katalogu na tablecie. Miejsce było niesamowite. Sklepienie było w kształcie kopuły, a w najwyższym miejscu było widać świetlik. Oczywiście był nim ekran, taki sam jak obrazy na ścianach i suficie w Dowództwie. Z pomieszczenia rozchodziło się osiem tuneli w różne strony. Dziesiątki uczniów przemieszczało się po całej hali, znikając i pojawiając się za pomocą Portali.
Oczywiście wiele osób zwróciło na mnie wzrok, co sprawiło, że na moich ustach pojawił się uśmiech. Takiego efektu oczekiwałam.
Ruszyłam w kierunku trzeciego tunelu po prawej od miejsca, w którym się znajdowałam. Napis, który znajdował się nad nim informował, że jest on przeznaczony dla uczniów ostatniej klasy. Tablet również pokierował mnie w tamtym kierunku.
Tunel był półokrągły, a w ścianach zobaczyłam ponumerowane drzwi. Mimo bieli, braku ostrych krawędzi i wszechogarniającej cybernetyki poczułam się jak w starej, normalnej szkole. Nawet szmer na korytarzach był podobny.
Doszłam do sali numer 202, w której miałam mieć pierwszą lekcję. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
Sala wyglądała zupełnie inaczej niż klasy, do których byłam przyzwyczajona. Nie było tutaj ani tablicy, ani biurek1. Stałam bardziej w sali wykładowczej niż klasie. Gigantyczny biały ekran rozpościerał się na całą ścianę. Fotele i niewielkie rozkładane stoliki były ustawione w rzędach obok siebie. Aby dostać się do najwyżej położonego rzędu musiałam pokonać schody i ominąć pięć wysokości. Wiele osób zwróciło na mnie wzrok kiedy stukałam obcasami po schodach, pośród nich poznałam Jasmin i Toby’ego.
- Nat, już jesteś! – zawołała machając do mnie ręką, żebym poszła w ich kierunku. Niesamowite. Wczoraj ta dziewczyna bała się mnie niczym diabeł święconej wody, a dzisiaj wita mnie niczym najlepszą przyjaciółkę. Kiedy podeszłam bliżej i usiadłam obok, jej spojrzenie przeniosło się na mój strój i natychmiast z szczęśliwej, stała się niesamowicie podekscytowana, może nawet trochę przerażona. – Wow, Nat… Jak ty to zrobiłaś?! Przecież wiesz, że przez coś takiego możesz mieć poważne problemy!
- Mam to gdzieś, Jasmin – powiedziałam z szerokim uśmiechem. – Jeżeli mnie wywalą to będzie to większa strata dla nich niż dla mnie. W dodatku kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam byłaś ubrana bardzo podobnie.
- Ale…
Jej protesty przerwał Toby kładąc rękę na ramieniu Jasmin w uspokajającym geście.
- Nie martw się, sama sobie z pewnością poradzi – miał głęboki, spokojny i delikatny głos. Zwrócił na mnie wzrok, a na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech. – Nie mieliśmy jeszcze okazji się naprawdę poznać. Jestem Tobiash, jednak zwracają się do mnie Toby.
- Miło mi cię poznać – odwzajemniłam uśmiech i ścisnęłam jego wyciągniętą dłoń. – Myślałam, że jesteś starszy i już skończyłeś szkołę. W dodatku Theo wspominał, że spędzasz dużo czasu w Zbrojowni.
- Nie, większość ludzi tak uważa przez mój wzrost. A w zbrojowni spędzam sporo czasu gdyż jest to moja przyszła praca. Staram się do niej jak najlepiej przygotować.
- Ach, rozumiem… - zamyśliłam się na chwilę przypominając sobie plan dnia. – Czekaj, czy wy przypadkiem nie powinniście być na wyższym poziomie? Przecież chyba się tutaj wychowaliście, a to klasa dla nowicjuszy.
- Wiele nowych osób tak uważa – Jasmin uśmiechnęła się, a jej ekscytacja zniknęła. Stała się nagle opanowana i zachowywała się podobnie jak Toby. – jednak w ośrodku pojawiliśmy się na początku tego roku. Michael pomógł Dowodzącym nas znaleźć i sprowadzić do ośrodka. Dzięki temu nie oszaleliśmy kompletnie przez sharinem.
- Jakim cudem znalazł was razem? – spytałam. – Jesteście rodziną, czy jak?
- Wszyscy pochodzimy z sierocińca – powiedział smutno chłopak. – Nasi rodzice albo nie żyją, albo siedzą w kiciu. Najgorzej miała Meredith. Widziała śmierć swoich biologicznych rodziców, a potem dwóch rodzin zastępczych, które ją przygarnęły.
- Naprawdę? – Biedna mała. Dziwiłam jej się, że zachowywała się ciągle jak normalne dziecko. - Nie wiedziałam, że macie takie okropne przeżycia.
- Było, minęło. Teraz mamy tutaj nowe życie, nowych przyjaciół i jesteśmy szczęśliwi – Toby rzucił spojrzenie Jasmin. – Szczególnie Jas.
- Och, cicho bądź – dziewczyna dała mu kuksańca w bok, a ten zaniósł się śmiechem. – Nie ma o czym gadać.
- Co, wstydzisz się?
- Po prostu nie czuję potrzeby, żeby rozgłaszać tego całemu światu – rumieniec pojawił się na jej policzkach co sprawiło, że śmiech Tobiasha stał się głośniejszy.
Miałam ochotę zapytać ich o co chodzi, jednak uderzyło mnie pewne podobieństwo. Toby i Jasmin zachowywali się identycznie jak ja i Jimmy. Myśl o jego zdradzie ciągle mnie dobijała. Poznałam go kiedy tylko z rodzicami przyjechałam do Chicago. Chodziłam z nim razem do szkoły, a podobne spojrzenie na świat sprawiło, że zostaliśmy przyjaciółmi. Oczywiście to on zaciągnął mnie na pierwszy trening MMA i tak to się wszystko zaczęło. A teraz dowiaduję się, że był szpiegiem.
Dzwonek na lekcję przerwał moje rozmyślania oraz sprzeczkę moich nowych znajomych. Do sali wszedł sędziwy staruszek z laską. Miał na sobie najbardziej ozdobny mundur jaki do tej pory widziałam w ośrodku. Rękawy były obszyte grubymi pnączami przypominającymi róże pnące. Na tułowiu był on ozdobiony podobnym wzorem, jednak zamiast róż zobaczyłam lotosy lub coś bardzo podobnego. Z tymi kinetykami nigdy nie można było się połapać. Spodnie również były wyszyte w podobny wzór, a jego laska był a złota.
Zasiadł na fotelu przed niewielkim podwyższeniem i niesamowicie nurzącym głosem rozpoczął swoją przemowę.
Na początku mnie to interesowało i starałam się go słuchać, jednak po piętnastu minutach zobaczyłam, że cała klasa śpi. Może oprócz jakiejś dziewczyny siedzącej z przodu, która z uwielbieniem słuchała wykładu staruszka. Postanowiłam, że wysłucham wykładu później i włączyłam na tablecie opcję „Nagrywaj”. Ustawiłam go na rozkładanym stoliku, a sama starałam się odnaleźć jak najwygodniejszą pozycję do krótkiej drzemki. Zobaczyłam, że Jasmin i Toby również zasnęli. Ta pierwsza była tak pochłonięta wykładem, że z jej ust wylatywała mała stróżka śliny.
Głos wykładowcy stał się nagle odległy, a ja odpłynęłam w krainę snu.
***
Obudziłam się na leżaku, który był zalewany przez promienie słoneczne. Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w Słońce przez brązowe szkła okularów. Nie sądziłam, że mogłam się tak za nim stęsknić po kilku dniach w podziemiach.
Wstałam z leżaka i zobaczyłam, że znajduję się w luksusowej willi. Przede mną znajdował się wielki basen z mozaikami z białych i czerwonych kafelków. W tych samych barwach była zrobiona kolumnada pod którą stałam. Wokół siebie widziałam górzysty teren porośnięty gęstym lasem. Niebo było błękitne i bezchmurne
Po chwili rozpoznałam to miejsce. Znajdowałam się w wakacyjnym domku moich rodziców w Brazylii. To tam się udawali, kiedy chcieli spędzić upojne chwile beze mnie. Widziałam jedynie zdjęcia, więc długo zajęło mi rozpoznanie tego miejsca.
- Michael, wiem, że tu jesteś! – krzyknęłam. Sama nigdy nie potrafiłbym wytworzyć takiego snu, więc za tym musiał stać on. – Wychodź!
Usłyszałam plusk i z basenu wyłonił się Michael kierując się w moją stronę. Był ubrany jedynie w kąpielówki co pozwoliło mi na podziwianie jego mięśni. Boże, jak on był zbudowany. Wszystkie mięśnie były w idealnych proporcjach, zupełnie jakby został wyrzeźbiony przez jednego z renesansowych mistrzów. Opalona skóra iskrzyła się złociście w promieniach słońca sprawiając, że wyglądał jak złota rzeźba. Promienie słoneczne oświetlały jego włosy sprawiając, że również były jaśniejsze i pojawiły się w nich szlachetne refleksy.
Jedyne co szpeciło jego ciało były białe blizny biegnące przez jego bicepsy i tricepsy. Na klatce piersiowej widziałam podobne obręcze, jednak były delikatniejsze i trudniejsze do zauważenia. Do tego na lewym obojczyku miał tatuaż. Nie widziałam z tej odległości co to dokładnie było.
- Rozumiem, że pierwsza lekcja nie jest zbyt ciekawa – stwierdził z rozbawionym błyskiem w fioletowych oczach. – W sumie na wykładach Profesora Trentona zawsze przysypiałem.
Patrzyłam na niego kilka chwil zanim dotarło do mnie, że mam język w buzi i mogę się nim posługiwać.
- No cóż, historia nie należy do moich ulubionych przedmiotów – powiedziałam znów układając się na leżaku. Chciałam w końcu odwrócić wzrok od niego. Jak na złość Michael przyciągnął drugi leżak i usiadł obok mnie. – Jedyne w czym byłam dobra w szkole to wylatywanie z niej.
- Z twoim charakterem to nic dziwnego – odwróciłam się do niego zdejmując okulary i wkładając je we włosy. Michael również się na mnie patrzył, a jego wzrok przesuwał się powoli po moim ciele niczym laser. – Pięknie wyglądasz w czerwieni, Nathalie.
- Mówisz to każdej dziewczynie, którą zaciągniesz do swojego snu i wsadzisz ją w bikini? – spytałam podnosząc brew. Ciągle nie mogłam rozszyfrować co miał wytatuowanego na lewym ramieniu. – W ogóle, co to za tatuaż? Nie sądziłam, że ktoś tak ułożony jak ty mógłby sobie jakiś kiedykolwiek zrobić.
- Ja? Ułożony? – jego szczery śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Mimowolnie na moje wargi wpłynął uśmiech. – Jeszcze nigdy nie spotkałaś kogoś tak nieogarniętego jak ja, mówię prawdę.
- Ach, w takim razie nie znasz mnie. Ale nadal nie odpowiedziałeś na pytanie, co to za tatuaż?
- To heorpostyme – przyjrzałam się tatuażowi i zobaczyłam że jest to wytatuowany napis ciągnący się od obojczyka, przez bark aż na plecy. – Moje motto życiowe, które wytatuowałem sobie na dwudzieste pierwsze urodziny. Jest częścią tradycji Rubeze. Mimo całej tej technologii i pozornego minimalizmu jesteśmy przywiązani do historii i kultury naszego kraju.
- W takim razie może powinnam się obudzić i wysłuchać niezwykle fascynującego wykładu tego twojego profesorka…
- Niezła próba Nat – odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał w stronę słońca. – Na jego wykładach każdy śpi, a wzrok ma już tak słaby, że widzi jedynie pierwszy rząd. Tutaj przynajmniej masz jakąś rozrywkę z mojego towarzystwa.
- Zawsze jesteś taki zadufany w sobie? Trochę to męczące na dłuższą metę.
- Ale nigdy nie będę dorównywał w tym tobie.
- Ej! – Krzyknęłam znów na niego spoglądając. – Nie jestem zadufana w sobie, po prostu znam swoją wartość.
- Wmawiaj sobie – uśmiechnął się nie patrząc na mnie - Jeżeli chcesz przetrwać w Ośrodku powinnaś się zmienić.
- Właśnie. Czy ty przypadkiem nie powinieneś być na Wykładach czy cos w tym stylu? Nie masz pracy?
- Jestem studentem, Nat. Nie muszę być na wszystkich wykładach jak wy – Jego ton głosu się zmienił z lekkiego na bardziej poważny. – Tylko dzięki mojej pracy dla Ośrodka mogę je finansować. Czasami muszę opuszczać wykłady, ale to i tak lepsze niż siedzenie pod ziemią z młodzikami.
- Dzięki – mruknęłam. – Jasmin dzisiaj mi powiedziała, że to ty przyprowadziłeś ich do Ośrodka. Tym się zajmujesz? Tropisz Obdarzonych żyjących poza Ośrodkiem i przyprowadzasz ich tu?
- Dokładnie. Ale jest wielu takich jak ja – spojrzał na mnie. – Jednak ty byłaś do tej pory moim największym wyzwaniem. Twoi Opiekuni świetnie cię ukryli przed Dowodzącymi z całego kontynentu.
- Nie wiem czy to komplement, ale uznam, że tak – posłałam mu szelmowski uśmiech. - Przynajmniej dowiodłeś, że zasługujesz żeby ze mną rozmawiać.
- Dzięki za pozwolenie – zabłysnął swoim szerokim uśmiechem gwiazdora filmowego. – To zmieniło moje życie.
Odwzajemniłam jego uśmiech i nagle przypomniało mi się co mówiła J kiedy po raz pierwszy się spotkałyśmy. Według niej w snach można było spotykać się z jedną osobą przez całe życie.
- Michael, czemu wybrałeś mnie, żebyśmy spotykali się w snach?
- O co ci chodzi? – mimo, że jego ciało okazywało zaskoczenie, oczy znów go zdradziły. Nigdy nie zostanie dobrym aktorem.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi – wyciągnęłam palec w jego stronę z surowym wyrazem twarzy. – Kiedy pierwszy raz spotkałam J wszystko mi wyjaśniła. Możesz odwiedzać tylko jedną osobę w snach przez całe życie. Czemu wybrałeś mnie?
Przez kilka chwil wyglądał na rozbawionego. Czułam, że zaraz usłyszę jedną z jego ciętych ripost. Już nawet zaczęłam szykować listę odpowiedzi. Jednak on mnie znów zaskoczył. Spiął się, a uśmiech zniknął. Zastąpił go poważny wyraz twarzy często spotykany u biznesmanów. Westchnął i odpowiedział na moje pytanie. A bardziej rozpoczął opowiadać swoją historię.
- Nie miałem wyboru. Tak naprawdę nikt mnie do tego nie zmuszał, jednak to ja byłem odpowiedzialny za odnalezienie ciebie. Dostałem polecenie z Dowództwa, że mam zrobić wszystko, żebyś się tutaj znalazła. Po roku poszukiwań nie miałem żadnego tropu – przez jego maskę przemknął delikatny uśmiech. – Spędziłem cały rok życia na szukaniu ciebie, Nat. Rozumiesz to? W końcu stwierdziłem, że muszę podjąć radykalne środki. Odnalazłem w starych serwerach informacje o połączeniu się za pomocą snu. Próbowałem parę miesięcy, jednak dopiero dwa tygodnie temu się z tobą naprawdę połączyłem. Gdyby nie ten drobny trop, który podsunęłaś mi podczas naszego trzeciego spotkania… Uratował ci życie i pozwolił, abym cię odnalazł. Gdyby nie to ty byś gniła trumnie 2 metry pod ziemią, a ja musiałbym stawić czoło głównemu Trybunałowi. Prawdopodobnie odesłaliby mnie na front na Rubeze i nigdy nie mógłbym tu wrócić.
Patrzyłam się kilka sekund na zbolałą twarz chłopaka. Serce zaczęło mi się łamać więc odwróciłam od niego wzrok. Zaczęłam się przyglądać mozaice na ścianach, a moje myśli zaczęły mknąć jak szalone.
Czyli Ośrodek nie był spełnieniem marzeń tak jak mówiła Jasmin. Aby tutaj trafić ludzie byli tropieni, prawie, że ścigani. A jeżeli ich tropiciele zawodzili, ginęli. Mimo, że Michael nie wypowiedział tego głośno, umiałam czytać między wierszami. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś tak życzliwy i miły jak J mógłby zabijać i tropić ludzi, a do tego zmuszać ich do niezwykłych poświęceń. Jak tak można traktować ludzi?
Ale te myśli szybko zniknęły z mojego umysłu, jakby ktoś je wytarł gumką. Nie, to nie możliwe, żeby Joanna mogłaby kogoś skrzywdzić. Jest zbyt dobra, wszystko mi opowiedziała. A gdyby nie to, że wysłała za mną Michaela, byłabym martwa. Powinnam się z tego powodu cieszyć.
- Nie wiem co powiedzieć… - cicho powiedziałam, głosem zbyt cichym, zbyt obcym, żeby należał do mnie. Odchrząknęłam. – Chyba najlepsze będzie to, że nie będę się już nudzić na makabrycznie nudnych lekcjach tego Złotego Gościa.
- Och, to dopiero początek – posłał mi szeroki uśmiech. Jednak tym razem już nie chciałam mu go zetrzeć z twarzy. – Poczekaj na dialekt. Smith nieźle usypia. Szczególnie jeżeli nie dostanie swojej białej latte.
Nagle przypomniałam sobie o lekcji.
- Boże – starałam się znaleźć w jakimś miejscu tego snu zegarek. Nigdzie go nie było. – Michael, która godzina? Musisz mnie odesłać.
- A co? Ślinisz się, kiedy śpisz? – zapytał z przekąsem. Twarz miał zwrócona ku słońcu, które zniżało się co raz bardziej. To mnie niepokoiło.
- Nie twój interes – cholera, znów mi grzebał w głowie. Kopnęłam go, żeby zwrócił na mnie swoją uwagę. Niechętnie zdjął okulary i zwrócił się ku mnie. – Odeślesz mnie z powrotem?
Przewrócił oczami i pstryknął palcami. Wszystko wokół mnie zaczęło znikać, jakby było wysysane przez wielką pompę. Zanim osunęłam się w czerń usłyszałam jeszcze śmiejącego się Michaela.
- Miłych lekcji, psychopatko.
***
Czułam, jak ktoś delikatnie mnie potrząsa. Poderwałam się zaspana nie wiedząc czy to wróg czy przyjaciel. Byłam gotowa na atak.
- Kurde, Nat, ale ty mocno śpisz – powiedziała Jasmin. – A jeszcze mocniejszy masz prawy sierpowy.
Po chwili uświadomiłam sobie co się właśnie wydarzyło. Siedziałam w białym fotelu w białej Sali wykładowczej. Obok mnie stali Jasmin i Toby. Ta pierwsza pocierała swój policzek. Zrozumiałam, że przez jeden z moich tików musiałam jej przywalić w twarz.
- Cholera jasna, przepraszam Jas – zobaczyłam, że policzek jest tylko trochę zaczerwieniony. – Mam nadzieję, że się szybko zagoi. Przecież nie możesz tak chodzić.
- Spokojnie, kiedy większość wraca z pierwszej lekcji walki wręcz wygląda dużo gorzej – Jasmine posyła mi delikatny uśmiech. – Turcher nigdy się nie patyczkuje.
- Pewnie tak, ale teraz musimy iść na te pieprzone dialekty – ruszyłam powoli schodami. Aula była już opuszczona. Głupi Michael i jego wnikanie w sny. – W ogóle co to jest?
- To po prostu lekcja języków obcych – powiedział Tobiash. W jego oczach igrały roześmiane iskierki. – Oczywiście chodzi mi o językach obcych w obu tego słowa znaczeniu.
Jasmin wykonała zniecierpliwiony ruch ręką i wyprzedziła mnie. Ruszyliśmy razem przez biały korytarz w kierunku kolejnej sali wykładowczej. Ludzie znów rzucali mi zaciekawione i zdegustowane spojrzenia. Zarzuciłam swoimi białymi włosami na co kilku chłopaków zaczęło się ślinić. Podniosłam wyżej głowę i uśmiechnęłam się niczym zwycięski Cezar wjeżdżający do Rzymu przez Łuk Triumfalny.
- Niesamowite – mamrocze pod nosem Jasmin. – To twój pierwszy dzień, a wszyscy już wiedzą kim jesteś. Nigdy nie było tutaj kogoś, kto zdobyłby tak szybko rozgłos.
- To dopiero początek – posłałam jej uśmiech. – Przygotuj się na niezłą jazdę, kiedy rzucę się na kogoś.
- Planujesz takie rzeczy? – pyta rozbawiony Toby. – W sumie po tobie niczego nie można się spodziewać, dowiodłaś tego w sali wejściowej.
- Dzięki i nie, nie planuje takich akcji – wzruszyłam ramionami a łańcuszki zabrzęczały. – To się po prostu dzieje.
- Chodzi ci o to jak pobiłaś Jamesa i zaatakowałaś Theodora? – Jasmin patrzy na mnie wielkimi zielonymi oczami. Przypomina mi małą dziewczynkę, którą widziałam w przeszłości. Patrzyła się na mnie tym samym zafascynowanym wzrokiem. Tymi samymi oczami.
Nie, to nie ona – odrzucam od siebie tę myśl. – Ona już dawno nie żyje. I to tylko moja wina. Gdybym wtedy nie zachowała się jak pieprzona suka… Wszystko byłoby inaczej.
Potrząsnęłam głową i starałam się wrócić do rzeczywistości. Nie odpowiedziałam Jasmin. Wróciło zbyt wiele wspomnień. Krzyk, krew, zapach palonej skóry, ciemność, ból, który nie daje się zignorować i najgorsze… śmierć. Wszystkie te momenty mojego życia, które chciałam zapomnieć. Jednak o dziwo nie bolało mnie serce ani nic w pobliżu.
Najbardziej bolała mnie zraniona duma.
Uświadomiłam to sobie zanim w mojej głowie pojawiła się kolejna myśl, jeszcze bardziej przerażająca niż poprzednia.
Nie jestem już człowiekiem.
Jestem obca.





5 komentarzy:

  1. Chcę kolejny :D Chcę, chcę, chcę, chcę, chcę, chcę!

    -kavava

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystko, jestem zakochana *-* Czekam na kolejny!

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  3. dopiero teraz znalazłam czas na przeczytanie. To jest świetne <3

    OdpowiedzUsuń