środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 8

Nie jestem pewna, czy mam go dodawać, gdyż nikt nie komentuje... W dodatku jakoś głupi wydaje mi się ten rozdział. Mam nadzieję, że przeczytacie go i pomożecie mi rozszyfrować co poprawić, zmienić, dodać itd. itp. 
Bez muzyki, tylko rozdział.

Rozdział 8


Za każdym razem, kiedy słyszałam słowo Dowództwo wyobrażałam sobie gigantyczne pomieszczenie wybite w skale, które było oświetlone czerwonym światłem. Jednak wszyscy tu lubili mnie zaskakiwać.
Znaleźliśmy w pięknym, białym, okrągłym pomieszczeniu. Jego ściany oraz sufit były pokryte szkłem, co uznałam za niemożliwe, gdyż znajdowaliśmy się pod ziemią. Cały pokój był urządzony w wygodny, minimalistyczny sposób, do którego byłam przyzwyczajona. Na środku stała baza komputerowa. Metalowy filar był otoczony półprzeźroczystymi ekranami, takimi samymi jak w terminalu. Jednak w przeciwieństwie do tamtych, tutaj widziałam nieprzerwane ciągi danych, przypominające trochę „Matrixa”. Wszystkie osoby, które się tutaj znajdowały, miały na sobie wydłużone mundury, wyglądające bardziej jak frak lub strój badacza niż garnitur. Po rękawach ich marynarek pięły się misterne wzory wyszyte złotymi nićmi. U jednych osób były to geometryczne szlaczki, u innych pnącza roślin, których nie znałam.
Każdy z nich trzymał w rękach niewielki szklany tablet. Niektórzy stukali w nie gigantyczne ilości wzorów, inni rozmawiali przez nie przyciszonymi głosami, a jeszcze inny spokojnie coś na nich czytali.
Kiedy znaleźliśmy się w pomieszczeniu wszyscy zwrócili na nas swój wzrok. Wzdrygnęłam się, bo wszyscy zrobili to w jednym momencie, przerywając wszystkie rzeczy, jakie robili. Ich synchronizacja przywiodła mi na myśl kohorty robotów w tanich powieściach sci –fi. Z taką samą synchronizacją powrócili do swoich czynności. Mimo wszystko ciągle czułam gęsią skórkę na ramionach i udach.
- Nat, co robisz tutaj tak szybko? – usłyszałam znajomy głos. W naszym kierunku zmierzała J. Ona również była ubrana w biały mundur, jednak zamiast spodni miała na sobie długą, zwiewną sukienkę przypominającą krojem trochę greckie chitony. Na głowę miała założoną opaskę, do której był przyczepiony mały ekran z tego samego półprzezroczystego materiału jak reszta elektroniki. – Nie sądziłam, że wyjdziesz dzisiaj z części leczniczej.
- Cóż, przyszedł Michael i…
- Nie musisz mi mówić, widziałam wszystko. A teraz chodź, ciągle jesteś rekonwalescentką i nie powinnaś zbyt długo stać.
Zaprowadziła nas w odległy kraniec sali, do niewielkiego pomieszczenia ze szkła. Było wygodnie urządzone. Pod jedną ścianą stała biała, skórzana kanapa ze złotymi poduszkami. Obok stała elegancka biblioteczka zapełniona wielkimi księgami. Jedne były opatrzone zwykłymi, prostymi okładkami i podpisami, inne były obite w skórę, na brzegach jeszcze innych biegły misterne złote litery. Głównym elementem pokoiku było gigantyczne białe biurko, za którym stały dwa fotele.
J gestem zaprosiła nas do skorzystania z kanapy, a sama zasiadła za biurkiem. Czystość w tym pomieszczeniu była wręcz klaustrofobiczna.
Cisza robiła się trochę niezręczna, więc postanowiłam rozładować napięcie.
- Ładna biblio…
- J, ona jest pirokinetyczką – przerwał mi Michael. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, jednak je zignorował. – Tak jak przewidziałaś.
Joanna posłała mu lekko zdziwione spojrzenie. Chwilę potem odwróciła się do mnie.
- Naprawdę? – spytała. – Kogo posłałaś do Lecznicy?
- Skąd pewność, że posłałam kogoś do Lecznicy? – złożyłam ręce na klatce piersiowej w obronnym geście. – Przewidziałaś to, że rozwalę tamtą salę?
- Nie, po prostu wiele w życiu przeszłam – Wstała z fotela i złapała mnie za prawą dłoń odwracają ją wierzchem do góry. Dopiero teraz zobaczyłam jak wyglądała. W niektórych miejscach była lekko zwęglona, a płaty spalonej skóry schodziły z niej jak skórka z mandarynki. W miejscach starej skóry pojawiała się różowa, gładka skóra, która po chwili wracała do normalnego stanu. – Niesamowite.
- Co jest takie niesamowite?
- Masz ograniczoną witakinezę – spojrzała mi prosto w oczy. Błękit jej oczu wydawał mi się trochę nienaturalny. – Wiedziałam, że jesteś niezwykła. To już twoje czwarte sharinem, a nawet jeszcze nie zaczęłaś szkolenia. A wiem, że odkryjesz jeszcze drugie tyle.
Popatrzyłam na swoją dłoń. Wyglądała tak samo jak zwykle. A jeszcze przed chwilą widziałam jak moja skóra opada na podłogę. Nawet leżała tuż obok moich stóp.
- Chwila, chwila. Jakie cztery sharinem? Przecież dopiero teraz dowiedziałam się o drugim, a Michael w śnie wspominał, że umiem absorbować ludzkie emocje i energię. Jakie jest to czwarte?
- Twoja siła.
- Co z nią? To najbardziej naturalna rzecz w moim ciele. A do tego mam ją od kiedy tylko pamiętam. Chyba to sharinem ma się objawiać w którymś momencie naszego życia.
- Mówisz, że masz ją od małego? – spytała Joanna, a jej oczy stały się jeszcze większe. – Jesteś jeszcze bardziej niezwykła niż podejrzewałam. Sharinem od urodzenia jest tak rzadkie jak rudy murzyn homoseksualista pochodzenia żydowskiego (Przepraszam, musiałam. Z dedykacją dla Martyny.  :* Czytajcie: tak rzadkie jak zorbiańska róża liściasta (dla chętnych – wymyślcie coś głupszego. Odwdzięczę się!))
- Że co proszę? – podniosłam pytająco brew. Niezły dobór słownictwa jak na tysiąc sześćsetlatkę. – Takie coś w ogóle istnieje?
- Oczywiście, pojawia się raz na dwa tysiące lat, a do tego jest jedynym egzemplarzem. Nasi naukowcy badają to od kiedy…
-Dobra, dobra – przerwałam J. – Nie chcę się w to mieszać. Czyli uważacie, że mam super siłę? Jak Hulk czy inne świństwo Marvella?
- Myślisz, że skąd twórcy komiksów brali pomysły? – odpowiedział Michael. Zdziwiłam się, bo od dłuższego czasu milczał, a to nie było dla niego normalne. – Ale nieważne. Zauważyłem to kiedy rzuciłaś Jamesa na ścianę. One mają grubość metra i są z litej skały, a ty przebiłaś ją z taka łatwością jakby to był styropian.
 - Um, możemy do tego nie wracać? – Nagle zrobiło mi się głupio, że wyżyłam się na tamtym chłopaku. W końcu bronił swojej przyjaciółki, a ja zachowałam się jak suka zwęglając mu gardło. W ogóle nie wiedziałam gdzie podziała się moja samokontrola, którą wpajano mi od samego początku treningu. – A w dodatku użyłam za dużo siły. Myślałam, że będzie cięższy i tak wyszło.
- Skarbie, nie tłumacz się – powiedział nowy głos. – To, jak mnie przerzuciłaś również nie było normalne.
W drzwiach stał Theodor. Od razu zjeżyłam się, jednak Michael posłał mi karcące spojrzenie. Postarałam się uspokoić. Facet mnie wkurzył dzisiaj rano, ale nie mogę rzucać ludźmi po ścianach za każdym razem, kiedy się zdenerwuję. Teraz był ubrany w swój idealnie biały garnitur, a na jego rękawach były wyszyte półkola, które przypominały koła rozchodzące się po wodzie lub fale dźwiękowe. Na jego twarzy gościł niczym niezmącony uśmiech.
- Miło cię widzieć, Nathalie – Jego ton był lekki, jednak wyczuwałam w nim mroczną nutę. Błysk w jego oku potwierdził, że powinnam mieć się na baczności – Na szczęście pozwolili ci już wyjść z Lecznicy.
- Również jest mi niezmiernie miło, że cię widzę, Theodorze – Powiedziałam najbardziej lodowatym głosem na jaki było mnie stać. Wydawało mi się, że temperatura w pomieszczeniu obniżyła się. – Widzę, że nie odniosłeś poważniejszych ran.
- O mnie się nie martw, moja droga – uśmiech na jego twarzy się powiększył. - Znam kilku witakinetyków, którzy z chęcią podzielą się swym darem z innymi.
- Imponujące, jak potrafisz…
- Nat, chyba miałaś się uspokoić, prawda? – głos Michaela był tak cichy, że ledwie go usłyszałam, a zarazem tak głośny, że powstrzymał mnie przed kolejną kłótnią z Profesorkiem. Mimo, że znałam go ledwie kilka dni, działał na mnie co najmniej jakbym znała go od dziecka. On był niemożliwy.
- Ech, ten temperament młodych – powiedział Theo podchodząc do Joanny. Był od niej o głowę niższy, jednak jakoś do siebie pasowali. Po chwili uświadomiłam sobie, że barwa ich marynarek jest jaśniejsza od reszty osób. Wydawali się lśnić w małym pokoju. – Pamiętasz Joan, jak to było z nami?
- Bardziej powinnam pamiętać jak to było z tobą – posłała mu delikatny uśmiech. - Trudno pamiętać coś co było 1640 lat temu.
- Jeżeli tak uważasz… No ale teraz sprawy organizacyjne. – Znów odwrócił się do nas, a jego wzrok zrobił się trochę bardziej hardy. Głos stał się również mocniejszy i donośniejszy niż wtedy, kiedy zwracał się do J. – Nathalie, jako, że nie wychowałaś się razem z innymi Obdarzonymi w ośrodku będziesz musiała przejść wszystkie etapy edukacji, tak jak nasi podopieczni. Oczywiście, będzie to przyspieszony kurs.
- Czyli wracam do szkoły, tak? – Może jednak uda mi się zdać egzaminy końcowe i jakoś dostać się na studia? – Miła odmiana.
- Cóż, to nie jest dokładnie szkoła – kontynuowała Joanna. – Najczęściej mówimy na nią Uczelnia. Adepci, którzy pojawiają się u nas w późnym wieku, tak jak na przykład ty, mają przyspieszone kursy z astronomii, kontroli sharinem, historii Rubeze oraz dialektów międzyplanetarnych. Po zakończeniu edukacji trafiają na kurs walki wręcz, białą bronią i na zajęcia ze strzelectwa.
- To ostatnie możecie mi odpuścić – przerwałam J. – Jestem zawodniczką MMA, w wieku 13 lat zostałam mistrzynią stanu w szermierce, a na zawody ze strzelectwa jeżdżę od pół roku.
- Widzę, że jest dobrze przygotowana – posłała mi uprzejmy uśmiech. – Twoi Opiekuni dobrze się sprawdzili. No ale wracając do edukacji naszych najmłodszych Adeptów…
- Wcale nie jestem taka młoda –znów się wtrąciłam.
- Dasz mi w końcu dojść do słowa? – zapytała z lekkim przekąsem J. Uśmiech nie znikał jej z twarzy. – Naukę zaczniesz od jutra. Plan dnia dostaniesz razem z przydziałem pokoju. W dodatku powinnaś wybrać się do Kwater Usługowych by odebrać swój nowy strój.
Spojrzałam na swoje ubrania. Miałam na sobie prostą, bluzę z nadrukiem mającym przypominać anioły z Kaplicy Sykstyńskiej, popielate cygaretki oraz krótkie, beżowe trampki. Kochałam kolory i możliwość zabawy wzorami. Miałam z tego zrezygnować na rzecz jednolitych białych strojów? Po moim trupie.
- Dobra, dobra - Już w głowie opracowywałam swój szatański plan. – Ale jeżeli mam iść na ciuchowe zakupy wolałabym to zrobić z dziewczyną.
- Dzięki, wiesz – Michael posłał mi urażone spojrzenie, jednak wiedziałam, że to tylko szopka. Przewróciłam oczami, co spowodowało, że J i Theo zaczęli się z nas śmiać. Znów miałam ochotę przewrócić oczami, jednak wiedziałam, że to nic nie da.
- Za pięć minut przed Dowództwem będzie czekała na ciebie Jasmin – powiedział Theodor po wpisaniu jakiegoś ciągu słów w swój tablet. – Dokończy cię oprowadzać po Ośrodku i zaprowadzi się do twojego nowego pokoju.
Michael wstał, więc również to zrobiłam. Staruszek podszedł i uścisnął mi rękę, mrucząc coś, co zabrzmiało jak „witaj wśród swoich”. J był  bardziej wylewna, gdyż przytuliła mnie jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami. Cudzy dotyk był dla mnie nieprzyjemny, jednak postanowiłam być kulturalna i oddałam jej uścisk.
Pożegnałam się z zebranymi w pokoiku i ruszyłam za Michaelem w stronę wyjścia z Dowództwa. Chłopak czekał na mnie na zewnątrz z szerokim uśmiechem na ustach. Czułam, że rozpiera go ta sama radość, którą odczuwał przed przyjściem do Dowodzących.
- I jak ci się podobała twoja wycieczka? – spytał.
- Było świetnie, szczególnie ten moment kiedy prawie spopieliłam Jamesa był genialny – powiedziałam z przesadnym entuzjazmem. – Już się nie mogę doczekać kolejnych podróży z cyklu „W poszukiwaniu sharinem”. Załóż biuro podróży, a zbijesz majątek.
- Czyżbyś została jasnowidzem? Nat, zadziwiasz mnie co raz bardziej.
- A to dopiero początek. Z każdym dniem staję się co raz lepsza. Jeszcze będziesz mnie miał dość.
- Ciebie nie można mieć dość.
Kiedy wypowiedział te słowa myślałam, że się roztopię. Patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem, jednak widziałam w nim coś, co sprawiało, że chciałam spędzać z nim cały swój czas. No, może robiąc inne rzeczy niż zwiedzając jakiś ośrodek badawczy.
Odgłos czyiś kroków poniósł się po korytarzu, przerywającą tą chwilę. Zobaczyłam wtedy jak blisko znalazłam się do Michaela. Dzielił nas ledwie metr. Od razu od niego odskoczyłam i spiekłam buraka. Odwróciłam twarz, żeby nie mógł mnie widzieć. Jakim cudem on tak na mnie dział?!
Zza rogu wyszła jakaś dziewczyna. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to była ta blondynka z sali wejściowej, Jasmin. Szła lekkim krokiem, a wysokie obcasy stukały o posadzkę.
- Michael! – dziewczyna rozpromieniła się, kiedy zobaczyła naszą dwójką. Podbiegła do bruneta i rzuciła się na niego w uścisku. Ten złapał ją sekundę przed tym, jak go wywaliła i zawirował nią delikatnie.
- Cześć, Jasmin – postawił dziewczynę na ziemi nie puszczając jej ze swoich objęć i pocałował w czubek głowy. – Dano cię nie widziałem, mała.
- Od wczoraj rana – podsunęła blondynka. – Nie widzieliśmy się od twojego powrotu z… Nathalie.
W końcu zwróciła na mnie swoje zielone oczy. Przyglądała mi się z ciekawością i ostrożnością, jak dzikiemu zwierzęciu lub bardzo ważnemu materiałowi badawczemu.
- Cześć, rozumiem, że jesteś Jasmin – podałam jej rękę w geście powitania. Ta niepewnie ją uściskała wyswabadzając się z uścisku Michaela. – Podobno idziemy na zakupy, tak?
- Tak, pójdziemy do Kwater Usługowych. Później wyjaśnię Ci jak dojść do akademii i odprowadzę do pokoju. Całość zajmie nam najwyżej godzinę.
- Świetnie – posłałam jej uśmiech, jednak dziewczyna ciągle wydawała się mnie trochę obawiać.
- Tylko nie wyślij krawcowej do Lecznicy – rzucił Michael z krzywym uśmiechem.
- Spokojnie, na dzisiaj limit wyczerpany – odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam w kierunku z którego przyszła Jasmin. Dziewczyna po raz ostatni przytuliła się do Michaela i poszła za mną. Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie. – To na razie, lalusiu.
- Pa, psychopatko – Odwrócił się i ruszył w kierunku Dowództwa znikając za wielkimi, metalowymi drzwiami.
***
Jasmin nie była dobrym towarzyszem podróży. Cały czas szła przede mną i unikała moich pytań. Jeżeli zadałam jakieś kilkakrotnie, niechętnie odpowiadała. Tak było z tym.
- Dlaczego nie możemy przenieść się do Kwater za pomocą tych waszych ścian? Zaoszczędziłybyśmy trochę czasu.
- Nie można się przenieść prosto spod dowództwa za pomocą Portali – odpowiedziała niewyraźnie. Do tego odległość między nami sprawiła, że ledwo usłyszałam co mówi. – To między innymi środki bezpieczeństwa. Na końcu tego korytarza już będziemy mogły go użyć.
- Och, super – mruknęłam.
Ciągle szłyśmy w ciszy. Straciłam nawet ochotę na zadawanie pytań. Jasmin nie była chętną rozmówczynią i chyba wiedziałam dlaczego. W sumie powinnam się do tego przyzwyczaić.
- Boisz się mnie? – wypaliłam z tym pytaniem zanim się porządnie zastanowiłam. Zobaczyłam, że dziewczyna się napina, ale nadal szła przed siebie. – Dlatego nie chcesz ze mną rozmawiać, tak?
- Nie boję się ciebie – odpowiedziała z nerwowym chichotem. – Po prostu jestem zmęczona i nie mam siły rozmawiać.
- Jasne, rozumiem.
Wiedziałam, że dziewczyna kłamie. Zasze umiałam wyczuć czyjeś kłamstwa, a jej podenerwowanie wyraźnie na to wskazywało. Nie umiała ukrywać swoich uczuć, chociaż próbowała. Jej strach stawał się co raz wyraźniejszy.
W końcu dotarłyśmy do odpowiedniej ściany, która miała nas przenieść do Kwater. Jasmin rozpędziła się, a ja poszłam w jej ślady. Obie przebiegłyśmy przez ścianę w tym samym momencie.
Znalazłyśmy się w niedużym, okrągłym pokoiku. Pod ścianami stały białe manekiny ubrane w mundury, proste sukienki lub kostiumy. Oczywiście, wszystko było utrzymane w białej kolorystyce.
- Jasmin, tutaj! – zawołał jakiś nowy głos w pomieszczeniu. W naszym kierunku zmierzała niska brunetka z włosami zaplecionymi w warkocz. Miała na sobie zwykły, męski mundur bez ozdób. Wyglądała na 27 lat, jednak nie mogłam być niczego pewna. Przytuliła moją przewodniczkę z przesadną wylewnością. Serio, wszyscy się tak tutaj zachowują? – Jak się cieszę, że cię widzę! Dawno do mnie nie przychodziłaś, myślałam, że się na mnie pogniewałaś lub coś. Ale przyszłaś! Jeny, jak ja się cieszę, że tu jesteś! A to kto?
Wyłączyłam się podczas jej radosnego paplania, dopiero ostatnie pytanie przykuło moją uwagę.
- Hej, jestem Nat – wyciągnęłam rękę żeby się przywitać. Dziewczyna nie uścisnęła jej tylko patrzyła się na mnie gigantycznymi oczami.
- Jas, przyprowadziłaś tutaj ?! – jej głos podskoczył o oktawę kiedy wypowiadała ostatnie słowo. Zrozumiałam, że już usłyszała o wszystkich moich wyczynach. – Przecież ona powinna być w lecznicy! Słyszałaś co zrobiła Theodorowi? Albo Jamesowi? Hannah ciągle się o niego martwi. Ona spaliła mu gardło! Ledwie może oddychać, a rany ciągle się odnawiają! Żaden witakinetyk nie może mu pomóc! I to ona to zrobiła.
- Skarbie – przerwałam brunetce. Jej przemowa stawała się męcząca. – Ona tutaj jest i nie chce, żebyś tak o niej mówiła. Przedstawiłam ci się, może teraz ty to zrobisz?
- Jestem Christina – powiedziała niepewnie. Nie wyciągnęła ręki na powitanie, ciągle przytulając się do Jasmin. Czułam wyraźnie jej strach, jednak zaimponowała mi jej próba przeciwstawienia się mu.
- Miło mi cię poznać, Christino. – Odwróciłam się do blondynki. - Może teraz zajmiemy się tym, po co przyszłyśmy?
Nieznacznie kiwnęła głową i odwróciła się do Christiny. – Chris, przyszłyśmy załatwić jej strój. Będziesz mogła nam go szybko załatwić?
- Oczywiście – entuzjazm dziewczyny wrócił. Podeszła do mnie od tyłu i popchnęła mnie na środek pokoju. – Stój tutaj przez chwilę nieruchomo, włączę skaner by zmierzyć twoje wymiary i dobierzemy ci strój.
Stanęłam tak jak mi kazała. Podeszła do panelu umieszczonego na przeciwnej ścianie. Wpisała jakiś kod i sekundę później usłyszałam ciche burczenie. Tak szybko jak dźwięk się pojawił, tak szybko zniknął.
- Okej, mundur zaraz będzie gotowy – powiedziała Christina. – Jako, że jesteś nowym Adeptem będziesz musiała nosić kompletnie biały uniform bez żadnych dodatków. Z każdym zdobytym stopniem do twojego stroju będą dodawane odpowiednie zdobienia.
- Jak w wojsku?
- Dokładnie tak, jak w wojsku. Myślisz, że sami to wymyślili? Ludzie są zbyt leniwi, zawsze zgapią coś ciekawego od innych – Głośny dźwięk przeszył pomieszczenie odwracając uwagę mojej rozmówczyni. Podeszła do stołu, który stał w pobliżu panelu. Podniosła z niego złożone, lekko parujące ubrania i podała mi je. – Proszę bardzo, twój mundur. Nie będziesz musiała go prać, jest z samo czyszczącego materiału. Wystarczy, że wieczorem powiesisz go w szafie.
- Z bielizną też tak macie? – spytałam. Byłoby wygodnie mieć tylko jedna parę bielizny, która sama się czyści.
- Tak, masz ją złożona pod marynarką. – Christina odwróciła się do Jasmin. – Boże, Jasmin. Mamy tyle rzeczy do obgadania, co powiesz na małą kawkę? Szybko skoczymy do Andy’ego. Podobno sprowadzili karmel z Instertungu, a mleko znów jest z modyfikowanych mlekorośli z Trensdygu.
- Chciałabym, ale jestem odpowiedzialna za Nathalie…
- Spoko, poczekam tutaj na was – podeszłam do pobliskiej kanapy i rozsiadłam się. – Skocz na krótką kawę z przyjaciółką.
- Nie powinnam… - Jasmin ciągle obstawała przy swoim. – No ale w sumie kilka minut nas nie zbawi…
- Właśnie dlatego zapraszam cię na kawę! Dobrze, że hashrim wymyślili ten napój. – Brunetka uwiesiła się na ramieniu Jasmin i ciągnęła ja w stronę ściany. - Ich najlepszy wynalazek na przestrzeni wieków! Tylko mi tutaj niczego nie zepsuj!
Ostatnie słowa były skierowane do mnie. Pokiwałam lekko głową, a dziewczyny zniknęły.
Nareszcie.
Tak jak wcześniej stwierdziłam, nie miałam zamiaru wyglądać jak reszta. Kiedy Christina zajmowała się panelem zobaczyłam kilka pudełek, które mnie zainteresowały. Ale najpierw ubrania.
Mój strój był nudny jak flaki z olejem. Prosty, biały żakiet bez kieszeni, ani wcięcia na talii, koszula za kołnierzykiem zapinana na guziki i luźne spodnie o męskim kroju. Oczywiście, Nat musiała być prowokacyjna.
Podeszłam do stołu z pudełkami w poszukiwaniu nożyczek oraz jakiejś igły i nici. Nawet w najbardziej zaawansowanym warsztacie krawieckim musiały być. Zobaczyłam je na samym brzegu. Nie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam idealny porządek na biurku. Wzięłam kilka pojemników z interesującymi mnie materiałami i wszystko co mogło mi się przydać.
Od razu wzięłam się do roboty. Wycinałam, szyłam, przyczepiałam, kleiłam, mierzyłam… Poczułam się jak w ósmej klasie, kiedy chodziłam na kółko krawiecki. Dobrze, że nauczyłam się tych podstawowych umiejętności.
Dziewczyny wróciły dwadzieścia minut później, jednak ja już skończyłam i zdążyłam posprzątać. Obie się z czegoś zaśmiewały, a Jasmin mocno gestykulowała rękami. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam w ich kierunku.
- To jak, możemy już ruszać? – Chciałam poznać swój nowy pokój, w którym z pewnością spędzę większość czasu. – Dzięki Christino za ubrania, na pewno będą świetne.
- Nie ma za co – wydawała się być już bardziej rozluźniona, niż kiedy zobaczyłyśmy się po raz pierwszy. Znów patrzyła na Jasmin. – Musimy się znów spotkać, kochana. I nie przyjmuję przeczących odpowiedzi. Wpadnij do mnie w przyszłym tygodniu, na pewno coś wykombinuję.
- Jasne – Blondynka również była mniej spięta, nawet zadowolona. Nie czułam również jej strachu wobec mnie. To poprawiło mi humor. – Ruszajmy, Nat. Pokój jest już dla ciebie gotowy.
- Świetnie – spojrzałam na krawcową. – Na razie, Christino. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
Nic nie odpowiedziała, jedynie lekko skinęła głową. Wyczułam, że raczej nie będzie zadowolona z mojej wizyty, w przeciwieństwie do Jasmin.
Ruszyłam na ścianę, a moja przewodniczka do mnie dołączyła. Jak zwykle zniknęła przede mną milisekundę przed zderzeniem się z nią.
Przeniosłyśmy się do zwykłego białego korytarzy, którymi już chodziłam. Jednak ten był wyjątkowy. Po obu stronach ciągnęły się setki drzwi. Były proste, a przy każdych znajdował się niewielki czytnik, najwyżej na jeden palec.
- Wow, jak ja dawno nie widziałam normalnych drzwi – mruknęłam.
- Cóż, uważamy je za niepotrzebne od kiedy pojawiły się teleporty, jednak każdy woli mieć trochę prywatności w swoim kącie – posłała mi uśmiech. – Chodź, zaprowadzę cię do twojego nowego domu.
Nagle to ona przejęła pałeczkę i zaczęła mówić o wszystkim, co było związanego z Ośrodkiem, poczynając na wejściu do niego, a na zajęciach Adeptów kończąc. Po drodze dowiedziałam się jak dojść do ich Uczelni lub gdzie najlepiej zjeść lunch. Byłam pewna, że będziemy dostawać równe racje żywnościowe w jakiejś stołówce czy coś, jednak wszystko tutaj było niezwykle luksusowe. Już nie mogłam się doczekać, kiedy wejdę do swojego pokoju.
- To tu – Jasmin zatrzymała się w końcu. Przed nami stały białe drzwi ze złotym numerem 466. – Właśnie tutaj znajduje się twój pokój. Kiedy będziesz chciała się do niego dostać, wystarczy, że o nim pomyślisz, przejdziesz przez ścianę, dojdziesz do pokoju i przyłożysz palec do identyfikatora.
- Tylko tyle, hę? – Natłok informacji zaczął się objawiać jako pulsujący ból głowy. Musiałam się położyć, jeżeli nie chciałam wyłożyć się jak długa. – Dzięki Jasmin za tą podróż. Bardzo mi pomogłaś, naprawdę, ale chciałabym się teraz oswoić z nowym otoczeniem.
- Spoko, rozumiem. Jeżeli coś byś chciała poszukaj mnie w katalogu i daj sygnał, plan dnia powinnaś mieć na łóżku, a instrukcje leżą na biurku – dziewczyna zaczęła ruszać korytarzem w kierunku z którego przyszłyśmy. – Do jutra, Nat.
- Na razie.
Przyłożyłam palec do skanera tak jak poleciła Jas i znalazłam się w swoim nowym domu.

7 komentarzy:

  1. Uuuu czekałam na nowy rodział :* Czy Jasmin i Michael są ze sobą ? xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Za pierwszym razem obstawiałam Micheale i Jasmin jako rodzeństwo, ale to też chyba bzdurna teoria xD
    Uważam, że jeden z lepszych do tej pory rozdziałów :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to bym się cieszyła z Michael + Jasmin. :3 (aczkolwiek wiem, że to by się źle skończyło)

    Podoba mi się rozdział, jak zwykle zresztą. Mam jedynie zaskarżenie, że na początku wadzi mi słowo "wszyscy" (jest chyba parokrotnie powtórzone) i szczególnie jeszcze to "Chris, przyszłyśmy załatwić jej strój. Będziesz mogła nam go szybko załatwić?" ("załatwić" - o, to powtórzenie). Bo tak poza tym... Przerwałaś w złym momencie. ._. Ja pragnę dziewiątki, natychmiast!

    Weny, Haniu, weny. c;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi, żeby przerwać takim momencie, aby czytelnik nie mógł się doczekać nowego rozdziału i robił miliony spekulacji, co może się w nim wydarzyć. Ale masz rację: ja też pragnę dziewiątki <3

      ~Kavava

      Usuń
    2. Nie wiem, czy dobrze się zrozumiałyśmy: Przerwała w złym momencie, bo jestem ciekawa, co będzie dalej.
      Wierz mi, wiem, o co chodzi w takich zagrywkach autorów.

      Usuń
  4. Czekam na następny rozdział :>

    OdpowiedzUsuń