Nie jestem pewna, czy mam go dodawać, gdyż nikt nie komentuje... W dodatku jakoś głupi wydaje mi się ten rozdział. Mam nadzieję, że przeczytacie go i pomożecie mi rozszyfrować co poprawić, zmienić, dodać itd. itp.
Bez muzyki, tylko rozdział.
Rozdział 8
Za każdym
razem, kiedy słyszałam słowo Dowództwo wyobrażałam sobie gigantyczne
pomieszczenie wybite w skale, które było oświetlone czerwonym światłem. Jednak
wszyscy tu lubili mnie zaskakiwać.
Znaleźliśmy w
pięknym, białym, okrągłym pomieszczeniu. Jego ściany oraz sufit były pokryte
szkłem, co uznałam za niemożliwe, gdyż znajdowaliśmy się pod ziemią. Cały pokój
był urządzony w wygodny, minimalistyczny sposób, do którego byłam
przyzwyczajona. Na środku stała baza komputerowa. Metalowy filar był otoczony
półprzeźroczystymi ekranami, takimi samymi jak w terminalu. Jednak w
przeciwieństwie do tamtych, tutaj widziałam nieprzerwane ciągi danych,
przypominające trochę „Matrixa”. Wszystkie osoby, które się tutaj znajdowały,
miały na sobie wydłużone mundury, wyglądające bardziej jak frak lub strój
badacza niż garnitur. Po rękawach ich marynarek pięły się misterne wzory
wyszyte złotymi nićmi. U jednych osób były to geometryczne szlaczki, u innych
pnącza roślin, których nie znałam.
Każdy z nich
trzymał w rękach niewielki szklany tablet. Niektórzy stukali w nie gigantyczne
ilości wzorów, inni rozmawiali przez nie przyciszonymi głosami, a jeszcze inny
spokojnie coś na nich czytali.
Kiedy
znaleźliśmy się w pomieszczeniu wszyscy zwrócili na nas swój wzrok. Wzdrygnęłam
się, bo wszyscy zrobili to w jednym momencie, przerywając wszystkie rzeczy,
jakie robili. Ich synchronizacja przywiodła mi na myśl kohorty robotów w tanich
powieściach sci –fi. Z taką samą synchronizacją powrócili do swoich czynności.
Mimo wszystko ciągle czułam gęsią skórkę na ramionach i udach.
- Nat, co
robisz tutaj tak szybko? – usłyszałam znajomy głos. W naszym kierunku zmierzała
J. Ona również była ubrana w biały mundur, jednak zamiast spodni miała na sobie
długą, zwiewną sukienkę przypominającą krojem trochę greckie chitony. Na głowę
miała założoną opaskę, do której był przyczepiony mały ekran z tego samego
półprzezroczystego materiału jak reszta elektroniki. – Nie sądziłam, że
wyjdziesz dzisiaj z części leczniczej.
- Cóż,
przyszedł Michael i…
- Nie musisz mi
mówić, widziałam wszystko. A teraz chodź, ciągle jesteś rekonwalescentką i nie
powinnaś zbyt długo stać.
Zaprowadziła
nas w odległy kraniec sali, do niewielkiego pomieszczenia ze szkła. Było
wygodnie urządzone. Pod jedną ścianą stała biała, skórzana kanapa ze złotymi poduszkami.
Obok stała elegancka biblioteczka zapełniona wielkimi księgami. Jedne były
opatrzone zwykłymi, prostymi okładkami i podpisami, inne były obite w skórę, na
brzegach jeszcze innych biegły misterne złote litery. Głównym elementem pokoiku
było gigantyczne białe biurko, za którym stały dwa fotele.
J gestem
zaprosiła nas do skorzystania z kanapy, a sama zasiadła za biurkiem. Czystość w
tym pomieszczeniu była wręcz klaustrofobiczna.
Cisza robiła
się trochę niezręczna, więc postanowiłam rozładować napięcie.
- Ładna biblio…
- J, ona jest
pirokinetyczką – przerwał mi Michael. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, jednak
je zignorował. – Tak jak przewidziałaś.
Joanna posłała
mu lekko zdziwione spojrzenie. Chwilę potem odwróciła się do mnie.
- Naprawdę? –
spytała. – Kogo posłałaś do Lecznicy?
- Skąd pewność,
że posłałam kogoś do Lecznicy? – złożyłam ręce na klatce piersiowej w obronnym
geście. – Przewidziałaś to, że rozwalę tamtą salę?
- Nie, po
prostu wiele w życiu przeszłam – Wstała z fotela i złapała mnie za prawą dłoń odwracają
ją wierzchem do góry. Dopiero teraz zobaczyłam jak wyglądała. W niektórych
miejscach była lekko zwęglona, a płaty spalonej skóry schodziły z niej jak
skórka z mandarynki. W miejscach starej skóry pojawiała się różowa, gładka
skóra, która po chwili wracała do normalnego stanu. – Niesamowite.
- Co jest takie
niesamowite?
- Masz
ograniczoną witakinezę – spojrzała mi prosto w oczy. Błękit jej oczu wydawał mi
się trochę nienaturalny. – Wiedziałam, że jesteś niezwykła. To już twoje
czwarte sharinem, a nawet jeszcze nie
zaczęłaś szkolenia. A wiem, że odkryjesz jeszcze drugie tyle.
Popatrzyłam na
swoją dłoń. Wyglądała tak samo jak zwykle. A jeszcze przed chwilą widziałam jak
moja skóra opada na podłogę. Nawet leżała tuż obok moich stóp.
- Chwila,
chwila. Jakie cztery sharinem?
Przecież dopiero teraz dowiedziałam się o drugim, a Michael w śnie wspominał,
że umiem absorbować ludzkie emocje i energię. Jakie jest to czwarte?
- Twoja siła.
- Co z nią? To
najbardziej naturalna rzecz w moim ciele. A do tego mam ją od kiedy tylko
pamiętam. Chyba to sharinem ma się
objawiać w którymś momencie naszego życia.
- Mówisz, że
masz ją od małego? – spytała Joanna, a jej oczy stały się jeszcze większe. –
Jesteś jeszcze bardziej niezwykła niż podejrzewałam. Sharinem od urodzenia jest tak rzadkie jak rudy murzyn
homoseksualista pochodzenia żydowskiego (Przepraszam, musiałam. Z dedykacją dla
Martyny. :* Czytajcie: tak rzadkie jak
zorbiańska róża liściasta (dla chętnych – wymyślcie coś głupszego. Odwdzięczę
się!))
- Że co proszę?
– podniosłam pytająco brew. Niezły dobór słownictwa jak na tysiąc
sześćsetlatkę. – Takie coś w ogóle istnieje?
- Oczywiście,
pojawia się raz na dwa tysiące lat, a do tego jest jedynym egzemplarzem. Nasi
naukowcy badają to od kiedy…
-Dobra, dobra –
przerwałam J. – Nie chcę się w to mieszać. Czyli uważacie, że mam super siłę?
Jak Hulk czy inne świństwo Marvella?
- Myślisz, że
skąd twórcy komiksów brali pomysły? – odpowiedział Michael. Zdziwiłam się, bo
od dłuższego czasu milczał, a to nie było dla niego normalne. – Ale nieważne.
Zauważyłem to kiedy rzuciłaś Jamesa na ścianę. One mają grubość metra i są z
litej skały, a ty przebiłaś ją z taka łatwością jakby to był styropian.
- Um, możemy do tego nie wracać? – Nagle
zrobiło mi się głupio, że wyżyłam się na tamtym chłopaku. W końcu bronił swojej
przyjaciółki, a ja zachowałam się jak suka zwęglając mu gardło. W ogóle nie
wiedziałam gdzie podziała się moja samokontrola, którą wpajano mi od samego
początku treningu. – A w dodatku użyłam za dużo siły. Myślałam, że będzie
cięższy i tak wyszło.
- Skarbie, nie
tłumacz się – powiedział nowy głos. – To, jak mnie przerzuciłaś również nie
było normalne.
W drzwiach stał
Theodor. Od razu zjeżyłam się, jednak Michael posłał mi karcące spojrzenie.
Postarałam się uspokoić. Facet mnie wkurzył dzisiaj rano, ale nie mogę rzucać
ludźmi po ścianach za każdym razem, kiedy się zdenerwuję. Teraz był ubrany w
swój idealnie biały garnitur, a na jego rękawach były wyszyte półkola, które
przypominały koła rozchodzące się po wodzie lub fale dźwiękowe. Na jego twarzy
gościł niczym niezmącony uśmiech.
- Miło cię
widzieć, Nathalie – Jego ton był lekki, jednak wyczuwałam w nim mroczną nutę.
Błysk w jego oku potwierdził, że powinnam mieć się na baczności – Na szczęście pozwolili
ci już wyjść z Lecznicy.
- Również jest
mi niezmiernie miło, że cię widzę, Theodorze – Powiedziałam najbardziej lodowatym
głosem na jaki było mnie stać. Wydawało mi się, że temperatura w pomieszczeniu
obniżyła się. – Widzę, że nie odniosłeś poważniejszych ran.
- O mnie się
nie martw, moja droga – uśmiech na jego twarzy się powiększył. - Znam kilku
witakinetyków, którzy z chęcią podzielą się swym darem z innymi.
- Imponujące,
jak potrafisz…
- Nat, chyba
miałaś się uspokoić, prawda? – głos Michaela był tak cichy, że ledwie go
usłyszałam, a zarazem tak głośny, że powstrzymał mnie przed kolejną kłótnią z
Profesorkiem. Mimo, że znałam go ledwie kilka dni, działał na mnie co najmniej
jakbym znała go od dziecka. On był niemożliwy.
- Ech, ten
temperament młodych – powiedział Theo podchodząc do Joanny. Był od niej o głowę
niższy, jednak jakoś do siebie pasowali. Po chwili uświadomiłam sobie, że barwa
ich marynarek jest jaśniejsza od reszty osób. Wydawali się lśnić w małym pokoju.
– Pamiętasz Joan, jak to było z nami?
- Bardziej
powinnam pamiętać jak to było z tobą – posłała mu delikatny uśmiech. - Trudno
pamiętać coś co było 1640 lat temu.
- Jeżeli tak
uważasz… No ale teraz sprawy organizacyjne. – Znów odwrócił się do nas, a jego
wzrok zrobił się trochę bardziej hardy. Głos stał się również mocniejszy i
donośniejszy niż wtedy, kiedy zwracał się do J. – Nathalie, jako, że nie
wychowałaś się razem z innymi Obdarzonymi w ośrodku będziesz musiała przejść
wszystkie etapy edukacji, tak jak nasi podopieczni. Oczywiście, będzie to
przyspieszony kurs.
- Czyli wracam
do szkoły, tak? – Może jednak uda mi się zdać egzaminy końcowe i jakoś dostać
się na studia? – Miła odmiana.
- Cóż, to nie
jest dokładnie szkoła – kontynuowała Joanna. – Najczęściej mówimy na nią
Uczelnia. Adepci, którzy pojawiają się u nas w późnym wieku, tak jak na przykład
ty, mają przyspieszone kursy z astronomii, kontroli sharinem, historii Rubeze oraz dialektów międzyplanetarnych. Po
zakończeniu edukacji trafiają na kurs walki wręcz, białą bronią i na zajęcia ze
strzelectwa.
- To ostatnie
możecie mi odpuścić – przerwałam J. – Jestem zawodniczką MMA, w wieku 13 lat
zostałam mistrzynią stanu w szermierce, a na zawody ze strzelectwa jeżdżę od
pół roku.
- Widzę, że
jest dobrze przygotowana – posłała mi uprzejmy uśmiech. – Twoi Opiekuni dobrze
się sprawdzili. No ale wracając do edukacji naszych najmłodszych Adeptów…
- Wcale nie
jestem taka młoda –znów się wtrąciłam.
- Dasz mi w
końcu dojść do słowa? – zapytała z lekkim przekąsem J. Uśmiech nie znikał jej z
twarzy. – Naukę zaczniesz od jutra. Plan dnia dostaniesz razem z przydziałem
pokoju. W dodatku powinnaś wybrać się do Kwater Usługowych by odebrać swój nowy
strój.
Spojrzałam na
swoje ubrania. Miałam na sobie prostą, bluzę z nadrukiem mającym przypominać
anioły z Kaplicy Sykstyńskiej, popielate cygaretki oraz krótkie, beżowe
trampki. Kochałam kolory i możliwość zabawy wzorami. Miałam z tego zrezygnować
na rzecz jednolitych białych strojów? Po moim trupie.
- Dobra, dobra
- Już w głowie opracowywałam swój szatański plan. – Ale jeżeli mam iść na
ciuchowe zakupy wolałabym to zrobić z dziewczyną.
- Dzięki, wiesz
– Michael posłał mi urażone spojrzenie, jednak wiedziałam, że to tylko szopka.
Przewróciłam oczami, co spowodowało, że J i Theo zaczęli się z nas śmiać. Znów
miałam ochotę przewrócić oczami, jednak wiedziałam, że to nic nie da.
- Za pięć minut
przed Dowództwem będzie czekała na ciebie Jasmin – powiedział Theodor po
wpisaniu jakiegoś ciągu słów w swój tablet. – Dokończy cię oprowadzać po
Ośrodku i zaprowadzi się do twojego nowego pokoju.
Michael wstał,
więc również to zrobiłam. Staruszek podszedł i uścisnął mi rękę, mrucząc coś,
co zabrzmiało jak „witaj wśród swoich”. J był
bardziej wylewna, gdyż przytuliła mnie jakbyśmy były najlepszymi
przyjaciółkami. Cudzy dotyk był dla mnie nieprzyjemny, jednak postanowiłam być
kulturalna i oddałam jej uścisk.
Pożegnałam się
z zebranymi w pokoiku i ruszyłam za Michaelem w stronę wyjścia z Dowództwa.
Chłopak czekał na mnie na zewnątrz z szerokim uśmiechem na ustach. Czułam, że
rozpiera go ta sama radość, którą odczuwał przed przyjściem do Dowodzących.
- I jak ci się
podobała twoja wycieczka? – spytał.
- Było
świetnie, szczególnie ten moment kiedy prawie spopieliłam Jamesa był genialny –
powiedziałam z przesadnym entuzjazmem. – Już się nie mogę doczekać kolejnych
podróży z cyklu „W poszukiwaniu sharinem”.
Załóż biuro podróży, a zbijesz majątek.
- Czyżbyś
została jasnowidzem? Nat, zadziwiasz mnie co raz bardziej.
- A to dopiero
początek. Z każdym dniem staję się co raz lepsza. Jeszcze będziesz mnie miał
dość.
- Ciebie nie
można mieć dość.
Kiedy
wypowiedział te słowa myślałam, że się roztopię. Patrzył na mnie rozbawionym
wzrokiem, jednak widziałam w nim coś, co sprawiało, że chciałam spędzać z nim
cały swój czas. No, może robiąc inne rzeczy niż zwiedzając jakiś ośrodek
badawczy.
Odgłos czyiś
kroków poniósł się po korytarzu, przerywającą tą chwilę. Zobaczyłam wtedy jak
blisko znalazłam się do Michaela. Dzielił nas ledwie metr. Od razu od niego
odskoczyłam i spiekłam buraka. Odwróciłam twarz, żeby nie mógł mnie widzieć.
Jakim cudem on tak na mnie dział?!
Zza rogu wyszła
jakaś dziewczyna. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to była ta blondynka
z sali wejściowej, Jasmin. Szła lekkim krokiem, a wysokie obcasy stukały o
posadzkę.
- Michael! –
dziewczyna rozpromieniła się, kiedy zobaczyła naszą dwójką. Podbiegła do
bruneta i rzuciła się na niego w uścisku. Ten złapał ją sekundę przed tym, jak
go wywaliła i zawirował nią delikatnie.
- Cześć, Jasmin
– postawił dziewczynę na ziemi nie puszczając jej ze swoich objęć i pocałował w
czubek głowy. – Dano cię nie widziałem, mała.
- Od wczoraj rana
– podsunęła blondynka. – Nie widzieliśmy się od twojego powrotu z… Nathalie.
W końcu
zwróciła na mnie swoje zielone oczy. Przyglądała mi się z ciekawością i
ostrożnością, jak dzikiemu zwierzęciu lub bardzo ważnemu materiałowi
badawczemu.
- Cześć,
rozumiem, że jesteś Jasmin – podałam jej rękę w geście powitania. Ta niepewnie
ją uściskała wyswabadzając się z uścisku Michaela. – Podobno idziemy na zakupy,
tak?
- Tak, pójdziemy
do Kwater Usługowych. Później wyjaśnię Ci jak dojść do akademii i odprowadzę do
pokoju. Całość zajmie nam najwyżej godzinę.
- Świetnie –
posłałam jej uśmiech, jednak dziewczyna ciągle wydawała się mnie trochę
obawiać.
- Tylko nie
wyślij krawcowej do Lecznicy – rzucił Michael z krzywym uśmiechem.
- Spokojnie, na
dzisiaj limit wyczerpany – odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam w kierunku z
którego przyszła Jasmin. Dziewczyna po raz ostatni przytuliła się do Michaela i
poszła za mną. Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie. – To na razie, lalusiu.
- Pa,
psychopatko – Odwrócił się i ruszył w kierunku Dowództwa znikając za wielkimi,
metalowymi drzwiami.
***
Jasmin nie była
dobrym towarzyszem podróży. Cały czas szła przede mną i unikała moich pytań.
Jeżeli zadałam jakieś kilkakrotnie, niechętnie odpowiadała. Tak było z tym.
- Dlaczego nie
możemy przenieść się do Kwater za pomocą tych waszych ścian? Zaoszczędziłybyśmy
trochę czasu.
- Nie można się
przenieść prosto spod dowództwa za pomocą Portali – odpowiedziała niewyraźnie.
Do tego odległość między nami sprawiła, że ledwo usłyszałam co mówi. – To
między innymi środki bezpieczeństwa. Na końcu tego korytarza już będziemy mogły
go użyć.
- Och, super –
mruknęłam.
Ciągle szłyśmy
w ciszy. Straciłam nawet ochotę na zadawanie pytań. Jasmin nie była chętną
rozmówczynią i chyba wiedziałam dlaczego. W sumie powinnam się do tego
przyzwyczaić.
- Boisz się
mnie? – wypaliłam z tym pytaniem zanim się porządnie zastanowiłam. Zobaczyłam,
że dziewczyna się napina, ale nadal szła przed siebie. – Dlatego nie chcesz ze
mną rozmawiać, tak?
- Nie boję się
ciebie – odpowiedziała z nerwowym chichotem. – Po prostu jestem zmęczona i nie
mam siły rozmawiać.
- Jasne,
rozumiem.
Wiedziałam, że
dziewczyna kłamie. Zasze umiałam wyczuć czyjeś kłamstwa, a jej podenerwowanie
wyraźnie na to wskazywało. Nie umiała ukrywać swoich uczuć, chociaż próbowała.
Jej strach stawał się co raz wyraźniejszy.
W końcu
dotarłyśmy do odpowiedniej ściany, która miała nas przenieść do Kwater. Jasmin
rozpędziła się, a ja poszłam w jej ślady. Obie przebiegłyśmy przez ścianę w tym
samym momencie.
Znalazłyśmy się
w niedużym, okrągłym pokoiku. Pod ścianami stały białe manekiny ubrane w
mundury, proste sukienki lub kostiumy. Oczywiście, wszystko było utrzymane w
białej kolorystyce.
- Jasmin,
tutaj! – zawołał jakiś nowy głos w pomieszczeniu. W naszym kierunku zmierzała niska
brunetka z włosami zaplecionymi w warkocz. Miała na sobie zwykły, męski mundur
bez ozdób. Wyglądała na 27 lat, jednak nie mogłam być niczego pewna. Przytuliła
moją przewodniczkę z przesadną wylewnością. Serio, wszyscy się tak tutaj
zachowują? – Jak się cieszę, że cię widzę! Dawno do mnie nie przychodziłaś,
myślałam, że się na mnie pogniewałaś lub coś. Ale przyszłaś! Jeny, jak ja się
cieszę, że tu jesteś! A to kto?
Wyłączyłam się
podczas jej radosnego paplania, dopiero ostatnie pytanie przykuło moją uwagę.
- Hej, jestem
Nat – wyciągnęłam rękę żeby się przywitać. Dziewczyna nie uścisnęła jej tylko
patrzyła się na mnie gigantycznymi oczami.
- Jas, przyprowadziłaś
tutaj ją?! – jej głos podskoczył o
oktawę kiedy wypowiadała ostatnie słowo. Zrozumiałam, że już usłyszała o
wszystkich moich wyczynach. – Przecież ona powinna być w lecznicy! Słyszałaś co
zrobiła Theodorowi? Albo Jamesowi? Hannah ciągle się o niego martwi. Ona spaliła mu gardło! Ledwie może oddychać,
a rany ciągle się odnawiają! Żaden witakinetyk nie może mu pomóc! I to ona to
zrobiła.
- Skarbie –
przerwałam brunetce. Jej przemowa stawała się męcząca. – Ona tutaj jest i nie chce, żebyś tak o niej mówiła. Przedstawiłam
ci się, może teraz ty to zrobisz?
- Jestem
Christina – powiedziała niepewnie. Nie wyciągnęła ręki na powitanie, ciągle
przytulając się do Jasmin. Czułam wyraźnie jej strach, jednak zaimponowała mi
jej próba przeciwstawienia się mu.
- Miło mi cię
poznać, Christino. – Odwróciłam się do blondynki. - Może teraz zajmiemy się
tym, po co przyszłyśmy?
Nieznacznie
kiwnęła głową i odwróciła się do Christiny. – Chris, przyszłyśmy załatwić jej
strój. Będziesz mogła nam go szybko załatwić?
- Oczywiście –
entuzjazm dziewczyny wrócił. Podeszła do mnie od tyłu i popchnęła mnie na
środek pokoju. – Stój tutaj przez chwilę nieruchomo, włączę skaner by zmierzyć
twoje wymiary i dobierzemy ci strój.
Stanęłam tak
jak mi kazała. Podeszła do panelu umieszczonego na przeciwnej ścianie. Wpisała
jakiś kod i sekundę później usłyszałam ciche burczenie. Tak szybko jak dźwięk
się pojawił, tak szybko zniknął.
- Okej, mundur
zaraz będzie gotowy – powiedziała Christina. – Jako, że jesteś nowym Adeptem
będziesz musiała nosić kompletnie biały uniform bez żadnych dodatków. Z każdym
zdobytym stopniem do twojego stroju będą dodawane odpowiednie zdobienia.
- Jak w wojsku?
- Dokładnie
tak, jak w wojsku. Myślisz, że sami to wymyślili? Ludzie są zbyt leniwi, zawsze
zgapią coś ciekawego od innych – Głośny dźwięk przeszył pomieszczenie
odwracając uwagę mojej rozmówczyni. Podeszła do stołu, który stał w pobliżu
panelu. Podniosła z niego złożone, lekko parujące ubrania i podała mi je. – Proszę
bardzo, twój mundur. Nie będziesz musiała go prać, jest z samo czyszczącego
materiału. Wystarczy, że wieczorem powiesisz go w szafie.
- Z bielizną
też tak macie? – spytałam. Byłoby wygodnie mieć tylko jedna parę bielizny,
która sama się czyści.
- Tak, masz ją
złożona pod marynarką. – Christina odwróciła się do Jasmin. – Boże, Jasmin.
Mamy tyle rzeczy do obgadania, co powiesz na małą kawkę? Szybko skoczymy do
Andy’ego. Podobno sprowadzili karmel z Instertungu, a mleko znów jest z
modyfikowanych mlekorośli z Trensdygu.
- Chciałabym,
ale jestem odpowiedzialna za Nathalie…
- Spoko,
poczekam tutaj na was – podeszłam do pobliskiej kanapy i rozsiadłam się. –
Skocz na krótką kawę z przyjaciółką.
- Nie powinnam…
- Jasmin ciągle obstawała przy swoim. – No ale w sumie kilka minut nas nie
zbawi…
- Właśnie
dlatego zapraszam cię na kawę! Dobrze, że hashrim
wymyślili ten napój. – Brunetka uwiesiła się na ramieniu Jasmin i ciągnęła ja w
stronę ściany. - Ich najlepszy wynalazek na przestrzeni wieków! Tylko mi tutaj
niczego nie zepsuj!
Ostatnie słowa
były skierowane do mnie. Pokiwałam lekko głową, a dziewczyny zniknęły.
Nareszcie.
Tak jak
wcześniej stwierdziłam, nie miałam zamiaru wyglądać jak reszta. Kiedy Christina
zajmowała się panelem zobaczyłam kilka pudełek, które mnie zainteresowały. Ale
najpierw ubrania.
Mój strój był
nudny jak flaki z olejem. Prosty, biały żakiet bez kieszeni, ani wcięcia na
talii, koszula za kołnierzykiem zapinana na guziki i luźne spodnie o męskim
kroju. Oczywiście, Nat musiała być prowokacyjna.
Podeszłam do
stołu z pudełkami w poszukiwaniu nożyczek oraz jakiejś igły i nici. Nawet w
najbardziej zaawansowanym warsztacie krawieckim musiały być. Zobaczyłam je na
samym brzegu. Nie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam idealny porządek na biurku.
Wzięłam kilka pojemników z interesującymi mnie materiałami i wszystko co mogło
mi się przydać.
Od razu wzięłam
się do roboty. Wycinałam, szyłam, przyczepiałam, kleiłam, mierzyłam… Poczułam
się jak w ósmej klasie, kiedy chodziłam na kółko krawiecki. Dobrze, że nauczyłam
się tych podstawowych umiejętności.
Dziewczyny
wróciły dwadzieścia minut później, jednak ja już skończyłam i zdążyłam
posprzątać. Obie się z czegoś zaśmiewały, a Jasmin mocno gestykulowała rękami.
Podniosłam się z kanapy i ruszyłam w ich kierunku.
- To jak,
możemy już ruszać? – Chciałam poznać swój nowy pokój, w którym z pewnością
spędzę większość czasu. – Dzięki Christino za ubrania, na pewno będą świetne.
- Nie ma za co
– wydawała się być już bardziej rozluźniona, niż kiedy zobaczyłyśmy się po raz
pierwszy. Znów patrzyła na Jasmin. – Musimy się znów spotkać, kochana. I nie
przyjmuję przeczących odpowiedzi. Wpadnij do mnie w przyszłym tygodniu, na
pewno coś wykombinuję.
- Jasne – Blondynka
również była mniej spięta, nawet zadowolona. Nie czułam również jej strachu
wobec mnie. To poprawiło mi humor. – Ruszajmy, Nat. Pokój jest już dla ciebie
gotowy.
- Świetnie –
spojrzałam na krawcową. – Na razie, Christino. Mam nadzieję, że niedługo się
zobaczymy.
Nic nie
odpowiedziała, jedynie lekko skinęła głową. Wyczułam, że raczej nie będzie
zadowolona z mojej wizyty, w przeciwieństwie do Jasmin.
Ruszyłam na
ścianę, a moja przewodniczka do mnie dołączyła. Jak zwykle zniknęła przede mną
milisekundę przed zderzeniem się z nią.
Przeniosłyśmy
się do zwykłego białego korytarzy, którymi już chodziłam. Jednak ten był
wyjątkowy. Po obu stronach ciągnęły się setki drzwi. Były proste, a przy
każdych znajdował się niewielki czytnik, najwyżej na jeden palec.
- Wow, jak ja
dawno nie widziałam normalnych drzwi – mruknęłam.
- Cóż, uważamy
je za niepotrzebne od kiedy pojawiły się teleporty, jednak każdy woli mieć
trochę prywatności w swoim kącie – posłała mi uśmiech. – Chodź, zaprowadzę cię
do twojego nowego domu.
Nagle to ona
przejęła pałeczkę i zaczęła mówić o wszystkim, co było związanego z Ośrodkiem,
poczynając na wejściu do niego, a na zajęciach Adeptów kończąc. Po drodze
dowiedziałam się jak dojść do ich Uczelni lub gdzie najlepiej zjeść lunch.
Byłam pewna, że będziemy dostawać równe racje żywnościowe w jakiejś stołówce
czy coś, jednak wszystko tutaj było niezwykle luksusowe. Już nie mogłam się
doczekać, kiedy wejdę do swojego pokoju.
- To tu –
Jasmin zatrzymała się w końcu. Przed nami stały białe drzwi ze złotym numerem
466. – Właśnie tutaj znajduje się twój pokój. Kiedy będziesz chciała się do
niego dostać, wystarczy, że o nim pomyślisz, przejdziesz przez ścianę,
dojdziesz do pokoju i przyłożysz palec do identyfikatora.
- Tylko tyle,
hę? – Natłok informacji zaczął się objawiać jako pulsujący ból głowy. Musiałam
się położyć, jeżeli nie chciałam wyłożyć się jak długa. – Dzięki Jasmin za tą
podróż. Bardzo mi pomogłaś, naprawdę, ale chciałabym się teraz oswoić z nowym
otoczeniem.
- Spoko, rozumiem. Jeżeli coś byś chciała poszukaj mnie w katalogu i daj
sygnał, plan dnia powinnaś mieć na łóżku, a instrukcje leżą na biurku –
dziewczyna zaczęła ruszać korytarzem w kierunku z którego przyszłyśmy. – Do
jutra, Nat.
- Na razie.
Przyłożyłam palec do skanera tak jak poleciła Jas i znalazłam się w swoim
nowym domu.
Uuuu czekałam na nowy rodział :* Czy Jasmin i Michael są ze sobą ? xD
OdpowiedzUsuńTajemnica pisarska, niech każdy wyczyta z tego to co chce. :D
UsuńZa pierwszym razem obstawiałam Micheale i Jasmin jako rodzeństwo, ale to też chyba bzdurna teoria xD
OdpowiedzUsuńUważam, że jeden z lepszych do tej pory rozdziałów :*
Ja to bym się cieszyła z Michael + Jasmin. :3 (aczkolwiek wiem, że to by się źle skończyło)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się rozdział, jak zwykle zresztą. Mam jedynie zaskarżenie, że na początku wadzi mi słowo "wszyscy" (jest chyba parokrotnie powtórzone) i szczególnie jeszcze to "Chris, przyszłyśmy załatwić jej strój. Będziesz mogła nam go szybko załatwić?" ("załatwić" - o, to powtórzenie). Bo tak poza tym... Przerwałaś w złym momencie. ._. Ja pragnę dziewiątki, natychmiast!
Weny, Haniu, weny. c;
Właśnie o to chodzi, żeby przerwać takim momencie, aby czytelnik nie mógł się doczekać nowego rozdziału i robił miliony spekulacji, co może się w nim wydarzyć. Ale masz rację: ja też pragnę dziewiątki <3
Usuń~Kavava
Nie wiem, czy dobrze się zrozumiałyśmy: Przerwała w złym momencie, bo jestem ciekawa, co będzie dalej.
UsuńWierz mi, wiem, o co chodzi w takich zagrywkach autorów.
Czekam na następny rozdział :>
OdpowiedzUsuń